środa, 31 października 2012

Rozdział 14. Poczekaj na mnie trochę, pakuję wrażeń torbę

Dzień rozpoczęli od śniadania przygotowanego przez Zbyszka i przyniesionego ukochanej do łóżka. Po przebudzeniu wsunęła jeszcze ciepłe tosty z dżemem truskawkowym i popiła gorącym mlekiem. Po śniadaniu wybrali się na zakupy. W końcu jutro przyjeżdżają rodzice Zbyszka, a Wiolka nie może wyskoczyć w dresie! Krążyli po sklepie w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Wiola złościła się, że faceci mają lepiej,bo wciągną na tyłek spodnie w kant, założą byle jaką koszulę i zadowoleni. A kobiety? Tak trudno znaleźć coś odpowiedniego. Po blisko czterech godzinach wypatrzyła istne cudo: miętowa sukienka przed kolano, podkreślająca wcięcie w talii cienkim, brązowym paskiem, bez rękawów, dekolt w łódkę więc żadnych cycków na wierzchu- to jest to! Porwała Ją z wieszaka i zniknęła za drzwiami przymierzalni.
- Zibi! Możesz mi pomóc? – zawołała towarzysza, żeby pomógł Jej zapiąć sukienkę. – I jak? – obróciła się przed lustrem.
- Pięknie. Myślę, że mój tata będzie pod wrażeniem, a mama stwierdzi, że w końcu znalazłem prawdziwą kobietę.
- Przestań. Pytam szczerze co myślisz? Może być? Moim zdaniem jest genialna! – mówiła nie odrywając wzroku od swojego odbicia.
- Kochanie, Ty we wszystkim wyglądasz wspaniale, a w tej sukience jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, wyglądasz fenomenalnie. – położył dłoń na jej plecach i stanął obok. – A razem wyglądamy  jak Viva Najpiękniejsi. – wyszczerzył się do lustra.
- W takim razie biorę ją! –uśmiechnęła się. – To teraz pomóż mi to rozpiąć. – Zibi posłuchał Jej prośby i szybko rozsunął zamek błyskawiczny. Zsunął sukienkę  z Jej ramion i przesunął dłonią wzdłuż pleców. Złożył pocałunek na Jej szyi, a następnie obrócił twarzą do siebie kładąc dłonie na Jej pośladkach.
- Ej! – oderwała się od Niego. –Chyba oszalałeś jeżeli sądzisz, że zrobimy to tutaj!
- Dlaczego nie? – nie przerywał pieszczot.
- Przestań! Przecież tu jest pełno ludzi!
- Nie wstydź się. Nie muszą podsłuchiwać. – podniósł Ją i posadził na swoich biodrach opierając o ścianę.
- Zbigniewie Bartmanie! Przywołuję Cię do porządku! Postaw mnie na podłogę i idziemy zapłacić!
- Dobrze. – pocałował Ją jeszcze raz.– Skończymy w domu. – puścił Jej oczko.
Kiedy wychodzili z przymierzalni Wiola była cała czerwona bo wszyscy ludzie stojący przed drzwiami patrzyli na nich jak na zboczeńców. Bartman za to nie przejmując się niczym, szedł z uśmiechem na twarzy i dumnie podniesioną głową.

Kiedy wrócili do mieszkania Wiola zaczęła planowanie na jutrzejszy obiad. Przeglądała setki stron internetowych z przepisami i nie wiedziała na co się zdecydować. Siedzący obok Zibi, który opychał się chipsami, w ogóle Jej nie pomagał.
- A co Twoi rodzice lubią najbardziej? – spytała zrezygnowana.
- Flaki.
- O Boże! – wykrzywiła się.
- Wioluś. – przytulił Ją. – Nie stresuj się. Zrobimy rosół i pieczoną pierś z kurczaka i będą zadowoleni. Może być.
- Jak najbardziej. A na deser zrobię jakieś ciacho.
- Ciacho to Ty już masz obok siebie! –wypiął swoją klatę.
- Oby nie okazało się zakalcem. –dała Mu kuksańca w bok.
- O nie! – wziął Ją na ręce –Zakalec? Jeszcze odszczekasz to co powiedziałaś! – Śmiejąc się pobiegł z Nią do sypialni i rzucił na łóżko. – Przeprosisz?
- Nie! – krzyknęła.
- Jesteś pewna? – zaczął Ją łaskotać.
- Zakalec! – śmiała się na cały głos,a Zbyszek raz po raz wiercił palcami po Jej żebrach. W końcu Wiola była tak zmęczona, że poszła na ugodę. – Zbysiu! – wysapała – Jesteś najsłodszym ciasteczkiem, jakie miałam okazję schrupać. Proszę Cię, skończ już.
- Wiedziałem, że zmienisz zdanie. –położył się obok Niej i otulił ramieniem. – Widzisz jak nam się fajnie razem mieszka? – powiedział z uśmiechem przeczesując Jej włosy.
- Torturujesz mnie i mówisz, że jest fajnie? Potwór.
- Ja? Chyba chcesz powtórkę z rozrywki. – uśmiechnął się szeroko.
- Chyba chcesz, żeby częściej bolała mnie głowa. – pokazała Mu język.
- Właśnie mi przypomniałaś, że mieliśmy skończyć to co zaczęliśmy w przymierzalni.

Następnego dnia Wiola denerwowała się co najmniej jakby to był dzień jakiegoś strasznego egzaminu. W sumie tak to można interpretować- jeżeli rodzice Zbyszka Jej nie polubią, nici z błogosławieństwa. Miała nadzieję, że nie okażą się nadętymi bufonami, bo nie znosi takich ludzi. Krzątała się po kuchni, kiedy w jej drzwiach stanął Zibi.Nie zwracała na Niego uwagi, chodząc między sprzętami i nucąc „I’m so exited”dochodzącego z radiowego głośnika. Zbyszek patrzył na Nią z uśmiechem i myślał tylko o tym jak seksownie wygląda w Jego jastrzębskiej koszulce spod której,podczas ruchów Jej bioder, ukazują się koronkowe, czarne figi. Podszedł do Niej od tyłu i szepnął do ucha.
- Goodmorning Sunshine! –
- Cześć. – odwróciła się do Niego i pocałowała w usta. – w końcu wstałeś. Za niecałe 2 godziny będą Twoi rodzice!
- No to mamy jeszcze dużo czasu. O której Ty wstałaś, że już wszystko gotowe? I jakie zapachy! – zajrzał do piekarnika – O nie! Sernik z malinami! Skradniesz ich serca. – uśmiechnął się.
- Mam nadzieję.

 Około godziny 12 usłyszeli dzwonek do drzwi.Wiola ubrana w zakupioną dzień wcześniej sukience, czuła jak serce podchodzi Jej do gardła. Zibi w tym czasie z uśmiechem otworzył rodzicom.
- Witaj Synu. – odezwał się Jego tata.
- Cześć wam. – przytulił ich na powitanie – Cieszę się, że się widzimy.
- Dzień dobry. – Wiola wychyliła się niepewnie zza pleców Zbyszka.
- Witaj Kochanie, Ty pewnie jesteś Wiola, Zbyszek wiele nam o Tobie opowiadał. Oboje cieszymy się, że w  Cię zobaczyć. – mama Zbyszka przytuliła Ją. Była ona niezwykle ciepłą i sympatyczną osobą.
- Bardzo mi miło, że mogę Państwa poznać. – odpowiedziała.
- Nam również. – odezwał się Pan Leon.
- Dobra, nie słódźcie sobie. –wtrącił się Zibi. – Zapraszamy do stołu, bo Wiola od rana maltretuje mnie zapachami i nie pozwala podjadać. Także jedzmy już. – wszyscy zgodnie ruszyli do posiłki. Przy deserze zaczęli rozmawiać na różne tematy, bo Państwo Bartman chcieli dowiedzieć się jak najwięcej o wybrance ich syna. W końcu poruszyli temat, którego Wiola bała się najbardziej, mianowicie Jej rodzina. Ciężko było Jej dzielić się opowieściami z dzieciństwa, które nie było szczęśliwe. Dzięki Bogu Zbyszek, który wie co nieco o Jej ojcu i relacjach między wszystkimi,pomógł Jej przez to przejść. Cieszyła się, że nie oceniają Jej przez pryzmat tego kim są Jej rodzice. Pewniej czuła się, kiedy rozmawiali o studiach i planach na przyszłość.
- Czyli chcesz być nauczycielką? –spytała mama Zibiego.
- Szczerze mówiąc nie chcę, ale zobaczymy co czas przyniesie. Wybrałam studia filologiczne ze względu na nauczenie się języka. Będę miała wykształcenie pedagogiczne, ale tylko dlatego,że nie mamy innej specjalizacji. I wiem, że język niemiecki nie jest ulubionym językiem Polaków, ale ja akurat widzę w nim wiele fajnych rzeczy. Być może zarażę sympatią do niego dzieci w szkole, jeżeli będę miała okazje pracować w zawodzie.
- Ja też chciałam kiedyś pracować z dziećmi. Skończyłam polonistykę, ale po urodzeniu Zbyszka i Jego siostry zostałam w domu. A Ty nie wolałabyś zajmować się domem?
- Nie. Wiem, że poradzę sobie i z pracą zawodową i z opieką nad rodziną. Poza tym zajmowanie się nie byłby tylko w mojej gestii. – uśmiechnęła się niepewnie.
- Muszę powiedzieć, że jesteś bardzo mądrą dziewczyną. – wtrącił się Leon Bartman – Zbyszek, nie mogłeś chyba trafić na lepszą kobietę. Nie dość, że śliczna i mądra, to jeszcze świetnie gotuje.Lepiej szybko się oświadczaj, bo jeszcze ktoś Ci Ją sprzątnie sprzed nosa. –zażartował, a Wiola spłonęła rumieńcem.
- Wiem. Wszystko w swoim czasie,Tato. Ale możecie być pewni, że jeszcze zatańczycie na naszym ślubie. –pocałował Wiolę w skroń.
- Przestańcie, bo wystraszycie dziewczynę. – studziła ich zapał Pani Bartman – Na wszystko będzie pora, prawda Kochanieńka?
- Ma Pani rację.
Po spędzonych wspólnie blisko pięciu godzinach pożegnali rodziców Zbyszka. Wiola czuła, że zdała ten tekst i bardzo polubiła Państwa Bartmanów. Pan Leon był wyjątkowo sympatyczny, a jego żona –najcudowniejszą kobietą pod słońcem. Czuła jakby znała ich od lat i nie widziała już między nimi tak wielkiej bariery.
- I co? Przeżyłaś. – Zibi powiedział,kiedy po sprzątnięciu wszystkiego usiedli na kanapie z butelką czerwonego wina.
- Masz wspaniałych rodziców.
- Wiem. Już niedługo będziesz należała do naszej rodziny, zobaczysz. Oni się w Tobie po prostu zakochali.
- Czyli jednak nie muszę się bać odrzucenia. – uśmiechnęła się. – I cieszę się, że mamy to spotkanie już za sobą.
- Ja też, bo znowu jesteśmy sami. –zbliżył się do Wiolety.
- Zbyszek, weź sobie kup jakieś tabletki na zmniejszenie popędu. – zaśmiała się.
- To Ty ciągle o tym myślisz. Ja tylko chciałem się przytulić. – wygarnął Jej z uśmiechem.
-W towarzystwie takiego erotomana zgorszyłam się trochę.
- W takim razie gorszmy się dalej. –pocałował Ją.
- Zbysiu, dzisiaj jestem zmęczona.Miałam dzień pełen wrażeń.
- Wiem. To ułóż się wygodnie i daj te plecy do smyrania.
- Jesteś ideałem. – zrobiła co kazał i wkrótce zasnęła z uśmiechem na twarzy.

1 komentarz:

  1. Świetne, świetne, świetne! Nieźle się ubawiłam czytając ten rozdział. Najlepszy tekst: ,,dekolt w łódkę, więc żadnych cycków na wierzchu'', a ten popęd Zibiego. Ooo matko! Uwielbiam twojego bloga. :D

    OdpowiedzUsuń