Dzień
rozpoczęli od śniadania przygotowanego przez Zbyszka i przyniesionego
ukochanej do łóżka. Po przebudzeniu wsunęła jeszcze ciepłe tosty z
dżemem truskawkowym i popiła gorącym mlekiem. Po śniadaniu wybrali się
na zakupy. W końcu jutro przyjeżdżają rodzice Zbyszka, a Wiolka nie może
wyskoczyć w dresie! Krążyli po sklepie w poszukiwaniu czegoś
odpowiedniego. Wiola złościła się, że faceci mają lepiej,bo wciągną na
tyłek spodnie w kant, założą byle jaką koszulę i zadowoleni. A kobiety?
Tak trudno znaleźć coś odpowiedniego. Po blisko czterech godzinach
wypatrzyła istne cudo: miętowa sukienka przed kolano, podkreślająca
wcięcie w talii cienkim, brązowym paskiem, bez rękawów, dekolt w łódkę
więc żadnych cycków na wierzchu- to jest to! Porwała Ją z wieszaka i
zniknęła za drzwiami przymierzalni.
- Zibi! Możesz mi pomóc? – zawołała towarzysza, żeby pomógł Jej zapiąć sukienkę. – I jak? – obróciła się przed lustrem.
- Pięknie. Myślę, że mój tata będzie pod wrażeniem, a mama stwierdzi, że w końcu znalazłem prawdziwą kobietę.
- Przestań. Pytam szczerze co myślisz? Może być? Moim zdaniem jest genialna! – mówiła nie odrywając wzroku od swojego odbicia.
-
Kochanie, Ty we wszystkim wyglądasz wspaniale, a w tej sukience jesteś
najpiękniejszą kobietą na świecie, wyglądasz fenomenalnie. – położył
dłoń na jej plecach i stanął obok. – A razem wyglądamy jak Viva
Najpiękniejsi. – wyszczerzył się do lustra.
-
W takim razie biorę ją! –uśmiechnęła się. – To teraz pomóż mi to
rozpiąć. – Zibi posłuchał Jej prośby i szybko rozsunął zamek
błyskawiczny. Zsunął sukienkę z
Jej ramion i przesunął dłonią wzdłuż pleców. Złożył pocałunek na Jej
szyi, a następnie obrócił twarzą do siebie kładąc dłonie na Jej
pośladkach.
- Ej! – oderwała się od Niego. –Chyba oszalałeś jeżeli sądzisz, że zrobimy to tutaj!
- Dlaczego nie? – nie przerywał pieszczot.
- Przestań! Przecież tu jest pełno ludzi!
- Nie wstydź się. Nie muszą podsłuchiwać. – podniósł Ją i posadził na swoich biodrach opierając o ścianę.
- Zbigniewie Bartmanie! Przywołuję Cię do porządku! Postaw mnie na podłogę i idziemy zapłacić!
- Dobrze. – pocałował Ją jeszcze raz.– Skończymy w domu. – puścił Jej oczko.
Kiedy
wychodzili z przymierzalni Wiola była cała czerwona bo wszyscy ludzie
stojący przed drzwiami patrzyli na nich jak na zboczeńców. Bartman za to
nie przejmując się niczym, szedł z uśmiechem na twarzy i dumnie
podniesioną głową.
Kiedy
wrócili do mieszkania Wiola zaczęła planowanie na jutrzejszy obiad.
Przeglądała setki stron internetowych z przepisami i nie wiedziała na co
się zdecydować. Siedzący obok Zibi, który opychał się chipsami, w ogóle
Jej nie pomagał.
- A co Twoi rodzice lubią najbardziej? – spytała zrezygnowana.
- Flaki.
- O Boże! – wykrzywiła się.
- Wioluś. – przytulił Ją. – Nie stresuj się. Zrobimy rosół i pieczoną pierś z kurczaka i będą zadowoleni. Może być.
- Jak najbardziej. A na deser zrobię jakieś ciacho.
- Ciacho to Ty już masz obok siebie! –wypiął swoją klatę.
- Oby nie okazało się zakalcem. –dała Mu kuksańca w bok.
-
O nie! – wziął Ją na ręce –Zakalec? Jeszcze odszczekasz to co
powiedziałaś! – Śmiejąc się pobiegł z Nią do sypialni i rzucił na łóżko.
– Przeprosisz?
- Nie! – krzyknęła.
- Jesteś pewna? – zaczął Ją łaskotać.
-
Zakalec! – śmiała się na cały głos,a Zbyszek raz po raz wiercił palcami
po Jej żebrach. W końcu Wiola była tak zmęczona, że poszła na ugodę. –
Zbysiu! – wysapała – Jesteś najsłodszym ciasteczkiem, jakie miałam
okazję schrupać. Proszę Cię, skończ już.
-
Wiedziałem, że zmienisz zdanie. –położył się obok Niej i otulił
ramieniem. – Widzisz jak nam się fajnie razem mieszka? – powiedział z
uśmiechem przeczesując Jej włosy.
- Torturujesz mnie i mówisz, że jest fajnie? Potwór.
- Ja? Chyba chcesz powtórkę z rozrywki. – uśmiechnął się szeroko.
- Chyba chcesz, żeby częściej bolała mnie głowa. – pokazała Mu język.
- Właśnie mi przypomniałaś, że mieliśmy skończyć to co zaczęliśmy w przymierzalni.
Następnego
dnia Wiola denerwowała się co najmniej jakby to był dzień jakiegoś
strasznego egzaminu. W sumie tak to można interpretować- jeżeli rodzice
Zbyszka Jej nie polubią, nici z błogosławieństwa. Miała nadzieję, że nie
okażą się nadętymi bufonami, bo nie znosi takich ludzi. Krzątała się po
kuchni, kiedy w jej drzwiach stanął Zibi.Nie zwracała na Niego uwagi,
chodząc między sprzętami i nucąc „I’m so exited”dochodzącego z radiowego
głośnika. Zbyszek patrzył na Nią z uśmiechem i myślał tylko o tym jak
seksownie wygląda w Jego jastrzębskiej koszulce spod której,podczas
ruchów Jej bioder, ukazują się koronkowe, czarne figi. Podszedł do Niej
od tyłu i szepnął do ucha.
- Goodmorning Sunshine! –
- Cześć. – odwróciła się do Niego i pocałowała w usta. – w końcu wstałeś. Za niecałe 2 godziny będą Twoi rodzice!
-
No to mamy jeszcze dużo czasu. O której Ty wstałaś, że już wszystko
gotowe? I jakie zapachy! – zajrzał do piekarnika – O nie! Sernik z
malinami! Skradniesz ich serca. – uśmiechnął się.
- Mam nadzieję.
Około
godziny 12 usłyszeli dzwonek do drzwi.Wiola ubrana w zakupioną dzień
wcześniej sukience, czuła jak serce podchodzi Jej do gardła. Zibi w tym
czasie z uśmiechem otworzył rodzicom.
- Witaj Synu. – odezwał się Jego tata.
- Cześć wam. – przytulił ich na powitanie – Cieszę się, że się widzimy.
- Dzień dobry. – Wiola wychyliła się niepewnie zza pleców Zbyszka.
-
Witaj Kochanie, Ty pewnie jesteś Wiola, Zbyszek wiele nam o Tobie
opowiadał. Oboje cieszymy się, że w Cię zobaczyć. – mama Zbyszka
przytuliła Ją. Była ona niezwykle ciepłą i sympatyczną osobą.
- Bardzo mi miło, że mogę Państwa poznać. – odpowiedziała.
- Nam również. – odezwał się Pan Leon.
-
Dobra, nie słódźcie sobie. –wtrącił się Zibi. – Zapraszamy do stołu, bo
Wiola od rana maltretuje mnie zapachami i nie pozwala podjadać. Także
jedzmy już. – wszyscy zgodnie ruszyli do posiłki. Przy deserze zaczęli
rozmawiać na różne tematy, bo Państwo Bartman chcieli dowiedzieć się jak
najwięcej o wybrance ich syna. W końcu poruszyli temat, którego Wiola
bała się najbardziej, mianowicie Jej rodzina. Ciężko było Jej dzielić
się opowieściami z dzieciństwa, które nie było szczęśliwe. Dzięki Bogu
Zbyszek, który wie co nieco o Jej ojcu i relacjach między
wszystkimi,pomógł Jej przez to przejść. Cieszyła się, że nie oceniają
Jej przez pryzmat tego kim są Jej rodzice. Pewniej czuła się, kiedy
rozmawiali o studiach i planach na przyszłość.
- Czyli chcesz być nauczycielką? –spytała mama Zibiego.
-
Szczerze mówiąc nie chcę, ale zobaczymy co czas przyniesie. Wybrałam
studia filologiczne ze względu na nauczenie się języka. Będę miała
wykształcenie pedagogiczne, ale tylko dlatego,że nie mamy innej
specjalizacji. I wiem, że język niemiecki nie jest ulubionym językiem
Polaków, ale ja akurat widzę w nim wiele fajnych rzeczy. Być może zarażę
sympatią do niego dzieci w szkole, jeżeli będę miała okazje pracować w
zawodzie.
-
Ja też chciałam kiedyś pracować z dziećmi. Skończyłam polonistykę, ale
po urodzeniu Zbyszka i Jego siostry zostałam w domu. A Ty nie wolałabyś
zajmować się domem?
-
Nie. Wiem, że poradzę sobie i z pracą zawodową i z opieką nad rodziną.
Poza tym zajmowanie się nie byłby tylko w mojej gestii. – uśmiechnęła
się niepewnie.
-
Muszę powiedzieć, że jesteś bardzo mądrą dziewczyną. – wtrącił się Leon
Bartman – Zbyszek, nie mogłeś chyba trafić na lepszą kobietę. Nie dość,
że śliczna i mądra, to jeszcze świetnie gotuje.Lepiej szybko się
oświadczaj, bo jeszcze ktoś Ci Ją sprzątnie sprzed nosa. –zażartował, a
Wiola spłonęła rumieńcem.
- Wiem. Wszystko w swoim czasie,Tato. Ale możecie być pewni, że jeszcze zatańczycie na naszym ślubie. –pocałował Wiolę w skroń.
- Przestańcie, bo wystraszycie dziewczynę. – studziła ich zapał Pani Bartman – Na wszystko będzie pora, prawda Kochanieńka?
- Ma Pani rację.
Po
spędzonych wspólnie blisko pięciu godzinach pożegnali rodziców Zbyszka.
Wiola czuła, że zdała ten tekst i bardzo polubiła Państwa Bartmanów.
Pan Leon był wyjątkowo sympatyczny, a jego żona –najcudowniejszą kobietą
pod słońcem. Czuła jakby znała ich od lat i nie widziała już między
nimi tak wielkiej bariery.
- I co? Przeżyłaś. – Zibi powiedział,kiedy po sprzątnięciu wszystkiego usiedli na kanapie z butelką czerwonego wina.
- Masz wspaniałych rodziców.
- Wiem. Już niedługo będziesz należała do naszej rodziny, zobaczysz. Oni się w Tobie po prostu zakochali.
- Czyli jednak nie muszę się bać odrzucenia. – uśmiechnęła się. – I cieszę się, że mamy to spotkanie już za sobą.
- Ja też, bo znowu jesteśmy sami. –zbliżył się do Wiolety.
- Zbyszek, weź sobie kup jakieś tabletki na zmniejszenie popędu. – zaśmiała się.
- To Ty ciągle o tym myślisz. Ja tylko chciałem się przytulić. – wygarnął Jej z uśmiechem.
-W towarzystwie takiego erotomana zgorszyłam się trochę.
- W takim razie gorszmy się dalej. –pocałował Ją.
- Zbysiu, dzisiaj jestem zmęczona.Miałam dzień pełen wrażeń.
- Wiem. To ułóż się wygodnie i daj te plecy do smyrania.
- Jesteś ideałem. – zrobiła co kazał i wkrótce zasnęła z uśmiechem na twarzy.
Świetne, świetne, świetne! Nieźle się ubawiłam czytając ten rozdział. Najlepszy tekst: ,,dekolt w łódkę, więc żadnych cycków na wierzchu'', a ten popęd Zibiego. Ooo matko! Uwielbiam twojego bloga. :D
OdpowiedzUsuń