sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 21. Oh...girl friend, open your eyes and dance your story on or close them and dream on your beautiful dream


Czas mijał w oka mgnieniu. Nim się obejrzeli nadszedł czternasty dzień maja. Drzewa zieleniły się w najpiękniejszą wiosnę tego świata; słońce ogrzewało każdy skrawek ciała. Jeżeli mielibyśmy żyć wiecznie, to właśnie w takich warunkach miło byłoby spędzić tysiąclecia. Wiola siedziała na balkonie ze szklanką soku i swoją pracą licencjacką. Jutro ma obronę. Wyjątkowo wcześnie, wszyscy Jej znajomi mają na to jeszcze miesiąc; niestety, Jej promotorka wyjeżdża i trzeba się spieszyć. Jako że, nie może dać się zaskoczyć żadnym pytaniem, wałkuje tajniki literatury germańskiej. Stresuje się podwójnie, bo co będzie jeśli zacznie rodzić w trakcie egzaminu? Termin ma wyznaczony na 21 maja, więc teoretycznie jest jeszcze tydzień, ale w tych sprawach nie można mieć pewności na 100%. W każdej wolnej chwili Wioleta przegląda katalogi z fryzurami i makijażami. Powód jest jeden- w przedostatni weekend sierpnia bierze ślub z pewnym dwumetrowym brunetem. Jest najszczęśliwszą osobą na świecie, mimo że nie ma czasu na odpoczynek. Chciałaby mieć już to wszystko za sobą,  żeby móc spokojnie usiąść i rozkoszować się życiem. Tym bardziej, że są chwilę, kiedy czuję się cholernie samotna. Zbyszek ciągle wyjeżdża, w ten weekend ma decydujący mecz o pierwsze miejsce w PlusLidze przeciwko drużynie z Bełchatowa (tak, tak, historia lubi się powtarzać). Wiola tęskni za Nim, bo prawie w ogóle się nie widują. Nawet jeżeli Bartman jest w Rzeszowie, znika gdzieś wieczorami. Kiedy Wiola próbowała dowiedzieć się o co chodzi, wpadał w popłoch i zachowywał się podejrzanie. Modliła się, żeby to nie oznaczało niczego, czego by nie chciała. Bała się trochę, bo Zibi często odbierał jakieś telefony, wychodził do drugiego pokoju, żeby porozmawiać, a nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Nie miała jednak zamiaru się nakręcać. Tłumaczyła sobie, że to przez hormony ma jakieś chore urojenia. Tym bardziej, że kiedy byli razem, Zbigniew zachowywał się jak najcudowniejszy facet na świecie.

-Dostałam piątkę! – wpadła do mieszkanie trzymając w dłoni dyplom ukończenia studiów licencjackich.
- Gratuluję!- przywitał Ją z uśmiechem Zbyszek. – Wiedziałem, że tak będzie, w końcu jesteś mądrą dziewczynką.
- Trzeba to uczcić! – wyciągnęła rękę z pudełkiem pełnym ptysiów.
- Przez Twoją ciążową dietę przytyłem z 5 kilo!- skomentował, ale od razu wziął się do pałaszowania pierwszego ciastka wypełnionego kremem.
- Spox. To nadal prawie 15 mniej niż ja. Jestem ciężarówką i powinnam mieć jakieś specjalne przywileje. – rozsiadła się na kanapie kładąc stopy na szklanym stoliku. – To co? Może będziemy świętować też wieczorem? Co powiesz na lasagne i  butelkę świeżego pomarańczowego soku?
- Przykro mi, ale dzisiaj wieczorem muszę wyjść. – mówił gładząc kosmyk Jej włosów, które z powodu niemalowania przez blisko rok, ponownie przybrały kolor świetlistego blondu.
- Znowu? Proszę Cię, nie dzisiaj. Gdzie Ty tak ciągle znikasz?
- Omawiamy strategię na mecz z Bełchatowem.
- Jasne. A na treningach gracie w chińczyka?  - posmutniała, a z tyłu głowy jakiś mały chochlik podpowiadał Jej „łże jak pies”. – Szkoda. Chciałabym z Tobą porozmawiać, poważnie porozmawiać.
- W takim razie słucham? – Zbyszek zmarszczył brwi. – Porozmawiajmy teraz.
- Ok. Więc. Nie bardzo wiem, jak Ci to powiedzieć. Dzisiaj uczelnie zaproponowała mi wyjazd na staż. Na dwa miesiące. Do Berlina. Jakaś firma architektoniczna potrzebuje osoby z Polski, która zna niemiecki. Wyjazd byłby we wrześniu, a ja w najbliższym czasie mam dać odpowiedź. – mówiła, nie patrząc Mu w oczy.
- I co? To chyba jasne, że nigdzie nie pojedziesz. – powiedział stanowczo.
- Tak? A to dlaczego? – zirytowała się podejściem Bartmana.
- Niedługo urodzisz. Bierzemy ślub. Masz zamiar zostawić mnie z naszym dzieckiem samego? Jak Ty to sobie wyobrażasz? Przecież jak często wyjeżdżam. Przecież takie maleństwo potrzebuje matki.
- Wiem. Dlatego zabrałabym je ze sobą.
- Ej! Nie pozbawisz mnie kontaktu z moim synem na dwa miesiące!
- Przestań ciągle powtarzać, że to będzie chłopiec, bo odnoszę wrażenie, że jeśli urodzę córkę, to będziesz zawiedziony. Poza tym przez jakiś czas mógłbyś być przecież z nami w Niemczech. Dwa miesiące to wcale nie jest tak dużo, a to jest ogromna szansa dla mnie. Proszę Cię, przemyśl to.
- Nad niczym nie będę myślał. Nigdzie nie pojedziesz i koniec! Powiedziałem już. – krzyczał na Wiolę, a Ona miała co raz więcej łez w swoich oczach.
- Jeżeli tak ma wyglądać nasze życie, że będziesz za mnie decydował, to chyba powinnam się zastanowić, czy tego chcę.
- Może powinnaś! – krzyknął i ze złości strącił z szafki ramkę z ich wspólnym zdjęciem.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś. – rozpłakała się. Roztrzęsiona podniosła się z kanapy. Odrzuciła rękę Zbyszka, którą wyciągnął, żeby Jej pomóc. Czuła jak wszystko w niej pulsuje. Wyszła do kuchni, żeby napić się wody. Zbyszek w tym czasie uspokajał swój oddech. W pewnym momencie usłyszał jakiś trzask i stłumiony jęk. Wbiegł do kuchni i zobaczył Wiolę siedzącą na podłodze.
- Co się stało? Skaleczyłaś się?- spytał.
- Wody mi odeszły, idioto! – krzyknęła na Niego z całą mocą. Zbyszek robił się biały jak ściana, ale w ułamku sekundy wygrzebał z szafy torbę przygotowaną na pobyt w szpitalu. Przewiesił ją sobie przez ramię i wziął Wiolę na ręce. Zaniósł Ją do samochodu, żeby chwilę później pędzić do szpitala. Widział jak Jego narzeczona, zwinięta obok na siedzeniu, wije się z bólu. Łamał wszystkie przepisy drogowe, ale po kilku minutach znalazł się na oddziale położniczym. Załoga szpitala od razu zajęła się Wioletą i zabrała na salę porodową. Zbyszek został na zewnątrz i czekał pod drzwiami. Wysłuchiwał krzyków swojej ukochanej.  Miał ochotę tam wbiec, bo krzyczała tak, jakby ktoś robił Jej krzywdę. Nawet zatykanie uszu na nic się nie zdało. Po kilkudziesięciu minutach drzwi otworzyły się, na łóżku wywieziono Wiolę i pielęgniarka zaprosiła Go do sali numer 108 . Wszedł niepewnym krokiem. Podszedł do łóżka, na którym leżała zmęczona Wioleta. Na Jej piersi leżało maleństwo. Cudowny maleńki człowiek. Wszyscy lekarze pogratulowali Mu syna. To był Jego Syn. Marzenia jednak się spełniają. Chłopiec był dla Niego najpiękniejszym dzieckiem na świecie, mimo że dopiero przyszedł na świat, na Jego głowie już widniała czarna czupryna, a wielkie zielone oczy z uczucie wpatrywały się w twarz matki.
- Czyli jednak mamy syna. Mówiłem Ci, że to będzie facet! – powiedział z uśmiechem i pocałował Wiolę w czoło.
- Tak. W końcu mam to za sobą.- odpowiedziała zmęczona.
- Przepraszam za tamto. Zdenerwowałem się trochę  i za bardzo uniosłem. Chcę, żebyś była moją żoną, z którą się zestarzeję, ale nie chcę, żebyś wyjeżdżała. – głaskał Ją po włosach.
- Ty ciągle wyjeżdżasz i jakoś ja muszę to przeżyć. Jeszcze o tym pogadamy. Już jutro wieczorem będę w domu. Mam nadzieję, że znajdziesz dla nas czas i nie będziesz musiał gdzieś pilnie iść. – odsunęła głowę.
- Wiola. O co Ci chodzi? – zdziwił się.
- O to, że chcesz mnie trzymać pod kloszem, zamknąć w złotek klatce. Ja mam być na każde Twoje skinienie, siedzieć w czterech ścianach, a Ty w tym czasie znikasz. Myślisz, że ja nie widzę tych potajemnych rozmów i smsów? No to się mylisz. Nie chcę robić afery, ale jeżeli okaże się, że robisz mnie na boku, to pożałujesz. – mówiła z pełną powagą patrząc Mu  w oczy.
- Zwariowałaś.
- Wolałabym zwariować, niż dowiedzieć się, że masz jakąś pannę.
- Wioluś. Jesteś na mnie wkurzona- ok., ale nie dorabiaj sobie ideologii. – splótł ich palce tak, żeby nie mogła wydostać swoich. – Wiesz dobrze, że Cię kocham. Mamy dziecko, pobieramy się. Nie ma mowy, żebym chciał to spieprzyć. Nie zdradzam Cię. Nie chciałbym dzielić łóżka z kimś innym. Ty jesteś Tą Jedyną. – pocałował Ją, a Ona wtuliła się w Jego ramię.
- Wiem. Tylko ostrzegam Cię, gdybyś kiedyś o tym na chwilę zapomniał. – uśmiechnęła się.
- Wariatka! A jak nazwiemy naszego syna?- zmienił temat.
- Co powiesz na Marcela?
- Marcel Bartman. – powiedział na głos. – Myślę, że wyrośnie z niego pierwszoligowy atakujący. A teraz przepraszam Cię na chwilę, ale muszę skoczyć do łazienki. – dał Jej całusa w skroń.
- To weź mi po drodze kup coś słodkiego! – rzuciła kiedy wychodził z sali. Zajęła się synem, który był zaskakująco spokojny. Zawsze wydawało Jej się, że małe dzieci bez przerwy płaczą. Miała nadzieję, że Jej syn okaże się spokojnym maleństwem. Patrzyła na jego buźkę, która nie znała jeszcze żadnych problemów. Myślała o tym, że bycie nieświadomym życia dzieckiem, jest  najcudowniejszą rzeczą na świecie i szkoda, że nie doceniamy tego wtedy, kiedy powinniśmy. Przeniosła wzrok na okno, jednak z podziwiania dwóch kotów na gałęzi drzewa wyrwał Ją dźwięk telefonu Zbyszka, który zostawił na stoliku. Odebrała, ale nim zdążyła powiedzieć słowo usłyszała głos w słuchawce:
- Zbyszek? I co widzimy się dzisiaj? Mam nadzieję, że nic się nie zmieniło.– Wiola nie odzywała się, tylko zszokowana słuchała głosu kobiety. – Halo? Jesteś tam? Cholera, chyba coś nie działa. – rozłączyła się. Wiolka spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła imię „Magda”. Nie wierzyła w to co widzi. Odłożyła telefon i czekała na Zbyszka. Cieszyła Ją w tym momencie tylko jedna rzecz, że nie ma przy sobie żadnego ostrego narzędzia, bo jeszcze zrobiła by Mu krzywdę. 


                                                         ****
Kurde, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wprowadzić tej larwy! :) Chociaż na początku koncepcja opowiadania była zupełnie inna. Teraz nawet już sama nie mam pomysłu na to jak to zakończyć, dlatego ciągle przeciągam i przeciągam koniec opowiadania, i wychodzi z tego brazylijski tasiemiec. erghhh!

Wiem, wiem! Strasznie długo nie dodawałam nic nowego, ale po prostu nie mam czasu na. Kto by pomyślał, że ja będę w końcu musiała zacząć poświęcać czas na naukę? Ostatnie trzy tygodnie to istny koszmar. Przygotowywanie prac na zaliczenie przedmiotów zajmowało mi cały wolny czas. Nawet nie byłam w domu u rodziców, bo nie miałam kiedy. Raz udało mi się wyrwać na imprezę, co było dla mnie istnym zbawieniem, ile można siedzieć wśród kserówek i opasłych tomów słowników. Cieszę się, że idą święta, Chociaż nie znoszę tej sztucznej atmosfery i nie czuję żadnej magii, to w końcu będę miała czas na wyspanie się. Chciałabym też przeprosić, że nie komentowałam wszystkich opowiadań, ale na prawdę  nie miałam kiedy. Czytałam rozdziały najczęściej przez snem,i nawet te 3 minuty były dla mnie cenne podczas krótkiej nocy. Ale teraz muszę się jakoś lepiej zorganizować i obiecuję, że się poprawie. Czekam na wtorek, kiedy to oficjalnie rozpocznę 19 dni wolnych! :)

pozdrawiam, Embouteillages ;*

10 komentarzy:

  1. Kurcze, no mam nadzieję, że Magda nie rozpieprzy całego uczucia, które jest między Wiolką, a Zibim... Liczę na to, że np. pomaga mu w jakiejś niespodziance dla Wioli, no nie wiem może jakąś związaną ze ślubem?.. W każdym bądź razie nie wyobrażam sobie zakończenia opowiadania w miejscu gdzie Wiolka idzie w swoją stronę, a Zibi w swoją. I jak najbardziej; Przedłużaj ile wlezie. :) :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na siódemkę do siebie. :)
      http://seemingly-inconspicuous.blogspot.com/
      pozdrowienia. :*

      Usuń
  2. Widzę, że nie tylko ja nie czuję świąt. Hm, już się do tego przyzwyczaiłam, także nie ma co rozpaczać. Naprawdę masz aż taki zapierdziel? O dziewczyno, nie zazdroszczę! Nawet ja mam trochę zluzowane, mimo wymagającego kierunku.
    Czy ja mam kiedyś przyjechać tam do Ciebie z siekierą i pozbawić Cię głowy?! :P No jak mogłaś tę paskudę Magdę znowu to wprowadzić, no jak?! Jak widzę literki układające się w to imię, to od razu w mojej głowie załącza się alarmowa lampka. Coś czuję, że przez tego babsztyla będą same kłopoty.
    Zbysiu jak to Zbysiu, uroczy, ale i zarazem wkurzający. Nie rozumiem jego zbulwersowania, w końcu sam non stop hula z drużyną po Polsce, dlaczego więc Wiola nie mogłaby na trochę wyjechać do Berlina? Ech, weź tu zrozum męskie rozumowanie. A to rzekomo logika kobiet jest nie do rozwikłania! :) Poza tym, Zbychu coś ukrywa, jestem tego pewna. To znikanie i ciągłe telefony w ogóle mi się nie podobają.
    Marcel Bartman o zielonych oczach i ciemnych włoskach? Kopia tatusia jak najbardziej na tak! *.*
    Pozdrawiam : ***

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest to jedyne opowiadanie w którym nie ma tylko sielanki :)
    Bardzo mi się podoba :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale lubisz mącić :D Ale w sumie to dobrze, bo takie przesłodzone (jak niektóre czytałam) to aż się mdło robi że w życiu tak dobrze mogłoby być...A można wiedzieć dlaczego akurat Marcel? Nie to że coś, tylko po prostu nietypowe dosyć. Marcel - kojarzy mi się z Marcelem Gromadowskim jedynie ;> Pozdrawiam i do następnego ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, żebyś wiedziała, że lubię! ba! ja to uwielbiam! :) sama nie wiem czemu Marcel :) nie nawiązywałam do Pana Gromadowskiego, tak jakoś jest to moje drugie w kolejności ulubione imię męskie :) pierwsze to Bartek, ale stwierdziłam, że to będzie zbyt kojarzone z Kurkiem ;p a że akurat jak pisałam rozdział to słuchałam Juniora Stressa (a On ma na imię Marcel), to tak mi się nasunęło! :)

      Usuń
  5. Eh, zaczyna się...A było tak pięknie. Mam nadzieję, że telefon Magdy do Zbyszka był tylko zwykłą pomyłką. Bo jeśli nie, to ja na prawdę nie wiem co ten facet kombinuje. On się musi opamiętać, bo inaczej nieźle się na tym wszystkich przejedzie. Ale to ten z gorszych scenariuszy :) Lepszy jest taki, że Zbyszek, Wiola i mały Marcel( również skojarzyło mi się z Gromadowskim :)) stworzą szczęsliwą rodzinę, w której nie ma miejsca, na jakąś tam "masującą żmiję" Magdę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że nie zdradzał ciężarnej narzeczonej bo jeśli tak to należy go wykastrować.
    Ciągle jednak wierzę, że niczego między nimi nie zepsujesz bo już zbyt wiele przeszli!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja Ci dam dam Magdę! Normalnie jak ona coś namiesza między Zbyszkiem a Wiolką to Cię uduszę! Znajdę i uduszę, obiecuję! ;d Witamy na świecie uroczego Marcela ;* Na pewno wyrośnie z niego pierwszoligowy atakujący ;) Mam nadzieję, że pojawienie małego sprawi, że Zibi się opamięta i będzie znajdywał więcej czasu dla Wioli i ich syna i że wyjaśni w racjonalny sposób o co chodzi z Magdą.
    Pozdrawiam cieplutko, Kinga ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw… Moim zdaniem zawinili oboje. Wiolka go poinformowała o tym, że jedzie. To nie była informacja, że dostała propozycję, przynajmniej ja to tak odebrałam, że powiedziała mu dla świętego spokoju,, a nie po, to aby zapytać go o zdanie. Wyrzuca mu, że często wyjeżdża, ale to jego praca, a on tego przed nią nie ukrywał, wiedziała to od początku. Natomiast Bartman, zamiast przedstawić swoje racje, naskoczył na nią z hasłem, że nigdzie nie jedzie… Wkurza mnie to, że nie rozmawiają ze sobą o takich sprawach tylko się informują ;/ Ale mają synusia :D Na początku myślałam, że Bartman szykuje dla nich jakąś niespodziankę i dlatego znika wieczorami, ale jak zadzwoniła Magda… sama już nie wiem, co myśleć, może to tylko zbieg okoliczności… Bo zdrady mu nie wybaczę ;p A ja mam nadzieję, że to wszystko, jeszcze nie teraz oczywiście ;) zakończy się pomyślnie dla jeszcze nie, ale już prawie Bartmanów ;p
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń